21 września w Ukraińskim Instytucie Przyszłości kierownik programów gospodarczych Anatolij Amelin przedstawił raport „25 lat niepodległości Ukrainy: wyniki gospodarcze”. Podczas wykładu Pan Amelin wykazał wiele wskaźników degradacji Ukrainy na tle sąsiadów, które się modernizują. Specjalnie wziął kraje, które uciekły z „niewoli związku radzieckiego”. Dlatego jednym z najczęściej zadawanych pytań na Ukrainie jest niekończący się rozpacz z powodu tego, że nasz kraj nie potrafił powtórzyć drogę Polski i innych krajów Europy Środkowej.
Typowym przykładem takich rozważań jest artykuł w Bird in Flight o ukraińskich oligarchach, który kończy się w taki ładny fragment: „W 1991 roku Ukraina i Polska miały mniej-więcej jednakowy dostatek. Za dwadzieścia pięć lat gospodarka Polski jest pięć razy większa od ukraińskiej, a wartość aktywów jej oligarchów — mniej niż trzy procent jej PKB”.
Problem tych wniosków polega na tym, że one a priori wskazują na to, że Ukraina i Polska znajdowały się w tych samych warunkach, dlatego nasze opóźnienie nastąpiło z powodu subiektywnego oporu oligarchów i jeśli się ich pozbyć, to (na to wskazuje) wszystko od razu będzie lepiej. Mniej więcej tak myślało w Rosji w 1917 roku, decydując, że usunięcie króla i przeklętych kapitalistów doprowadzi do stworzenia królestwa Bożego na ziemi. Przez sto lat Rosja ma nowego króla i jeszcze bardziej bezwzględnych kapitalistów, a królestwa nie ma i nie ma.
Dlatego wszystko to są dzikie bzdury, a Ukraina i Polska na starcie znajdowały się w różnych warunkach.
Po pierwsze, Polska bez wahania wyszła z bloku sowieckiego. Na ten temat była pełna jednomyślność zarówno wśród elit, jak i wśród masy. W konsekwencji, konsensus wśród elit zapewnił podejmowanie trudnych decyzji, które określiły charakter strategiczny rozwoju Polski w latach 90-tych i latach 2000. Nic podobnego na Ukrainie nie było.
Po drugie, Polska miała długą tradycję państwowości, więc udało się uniknąć wielu błędów kierowniczych związanych z 25 latami niezależnego walczenia Ukrainy.
Po trzecie, Zachód nie miał dużych wątpliwości, że Polska może być integralną częścią jego struktury. Ukraina w momencie niepodległości rozpatrywana była jako nieokreślony ryzykowny teren, który z dużym prawdopodobieństwem wróci pod skrzydła Rosji. Tak, Polska stała się członkiem NATO w 1999 roku, otrzymała 120 mld euro pomocy po tym, jak w 2004 roku weszła w UE.
Po czwarte, Polska miała mniej traumatyzowaną przez związek radziecki ludność, stąd duża aktywność społeczna i mobilność, w konsekwencji szybki rozkwit małych i średnich przedsiębiorstw, który otrzymał potężną energię poprzez dostęp do zachodnich zasobów finansowych. Dla Polaka własność prywatna jest zrozumiałym instytutem, a ukraińcy do tej pory nie mogą się zdecydować, czy warto sprzedawać ziemię, nie mówiąc już o tym, aby sprzedawać ją cudzoziemcom.
Takich argumentów można przytoczyć jeszcze bardzo dużo, ale i tych wymienionych wyżej wystarczy, aby zrozumieć, że fakt, że Ukraina i Polska (Słowacja, Rumunia, itp.) znalażły podmiotowość w latach 89-91 wcale nie oznacza, że miały ten sam zestaw startowych składników. Każdy kraj miał trudne historyczne, gospodarcze, społeczno-kulturalne, religijne tło, które określało granice jej możliwości.
Dlatego z naszej strony głupio żałować o tym, że nie powtórzyliśmy losy Polski lub Słowacji i krajów Bałtyckich. Nie mogliśmy ją powtórzyć. Jak Chiny nie może stać się USA, a USA nie mogą przekształcić się w Niemczech.
I nie z powodu oligarchów nie rozwijamy się, a bo u nas na starcie oprócz nich, nic się udać nie mogło przy takiej strukturze społeczeństwa. Te właśnie społeczeństwo pokornie w marcu 1991 roku głosowało za zachowanie ZSRR, a 2 grudnia tego samego roku o niepodległą Ukrainę. Dlaczego? Bo ludzie zawsze stają się łatwymi ofiarami złudzeń co na łatwiznę, ale co najważniejsze — społeczeństwo decydowało, co zrobić, a ukraińska PKZR wszczynała ten ukraiński projekt, na podstawie obliczeń merkantylnych zachować kontrolę nad gospodarką i państwem. Wszystkie te 25 lat partia komunistyczna w różnych postaciach rządziła Ukrainą i, przy okazji, rządzi do tej pory. Dzisiaj nasz kryzys jest niczym innym jak druga i podobno już ostateczna, śmierć ZSRR.
Stąd, jedyne, co mogła urodzić nieszczęsna Druga Ukraińska republika w ciągu tych 25 lat, to warstwa ludzi, którzy po zwiedzaniu świata, pracując, tworząc swoje interesy, ucząc się języków itd., w zasadzie zdała sobie sprawę, co to znaczy żyć normalnie, co to znaczy normalne państwo, co oznacza komfort i rozwój. Ta bezsensowna republika oligarchów urodziła tą małą warstwa, która znajduje czas i zasoby na dyskusje, na myśl o przyszłości, na próby zorganizować się w ciemnej teraźniejszości, kiedy większość ponuro patrzy na nich, a często nie zauważa i nie może zauważać ten nowy wspaniały świat. Bo to większość jest zdruzgotana okolicznościami i może podnieść głowę tylko z czyjąś pomocą.
Tylko teraz mamy szansę przejść w inny stan, jeśli przelawirujemy za 4-5 lat między Scyllą skąpości krótkowzrocznej chciwej elity, duszącej się klasy średniej i obszarpanych budżetników, którzy marzą o paternaliźmie i Charybdą ograniczoności zasobów, pomnożonej przez ciśnienie zewnętrzne, wywołany kryzysem modeli kluczowych graczy światowego systemu. I będziemy lawirować między kontrolowanym upadkiem a niekontrolowanym upadkiem. Aby na wyjściu przyznać „wszystko się skończyło”, trzeba zacząć od podstaw. Pytanie tylko, jakie ma znaczenie przy tym przejściu — jakim kosztem, kosztem ilu ludzkich istnień możemy zapłacić za to przejście ZACHOWUJĄC UKRAIŃSKĄ PAŃSTWOWOŚĆ, aby dojść do stanu odpowiedniej rzeczywistości, czyli z oparciem o te zasoby, że naprawdę mamy co płacić za coś, czego potrzebujemy, aby zacząć poruszać się tam, gdzie chcemy.
Źródło: Chwyla